Pomysł wyprawy Kratosa na daleką północ wiązał się z tym, że słynny bogobójca zamieni skąpane w słońcu i urokliwe miejscówki z południa Europy na skutą lodem dzicz, gdzie o dobrą pogodę jest raczej trudno. Najnowsza odsłona serii God of War okazała się jednak w tym względzie bardziej łaskawa niż choćby Rise of the Tomb Raider, dlatego rzadko uświadczymy tu bardzo trudne warunki atmosferyczne, uniemożliwiające swobodną wędrówkę. Nie oznacza to jednak, że w Ultima Thule brakuje śniegu - tego akurat jest całkiem sporo.
Biały puch w God of War nigdy nie jest jednak problemem. Kratos nie tonie w zaspach, jak Connor w Assassin's Creed III, co oznacza, że kilkudziesięciocentymetrowa pokrywa śnieżna nie jest w stanie go spowolnić. Spartiata sunie przez nią niczym walec, drążąc w śniegu charakterystyczne kanały. Nieźle radzi sobie też z nim Atreus, choć jest zdecydowanie mniejszy od swojego ojca. W wielu miejscach można też zauważyć, że chłopiec zostawia mniejsze ślady od mrukliwego Kratosa - widać to szczególnie na największej górze w Midgardzie, którą zwiedzamy w połowie przygody.
Powodem do napisania tego tekstu jest jednak zupełnie inny detal. Tam, gdzie pokrywa śnieżna nie jest zbyt gruba, słynny zabójca greckich bogów jest w stanie wydeptać ją i odsłonić ziemię. Dobrze przeczytaliście. W wielu innych produkcjach śnieg jest po prostu teksturą, pod którą nic nie ma. Autorzy God of War najpierw przygotowali stały grunt, a dopiero potem nałożyli na niego puch, dzięki czemu przy odrobinie wysiłku możemy zobaczyć to, co znajduje się pod nim. Taki efekt da się zaobserwować już na początku kampanii, bo wyjątkowo cienka pokrywa jest na tyłach chaty Kratosa. Bardzo fajny detal - z podobnym przypadkiem mieliśmy do czynienia w dodatku do Horizon: Zero Dawn.
WARTO RÓWNIEŻ WIEDZIEĆ, ŻE...