Quantcast
Channel: Ciekawostki ze świata gier
Viewing all 1083 articles
Browse latest View live

Spektakularną reklamę gry God of War na boisku NBA wykonało polskie studio Platige Image

$
0
0
Rodzime studio Platige Image może zapisać na swoim koncie kolejne spektakularne i zarazem dość nietypowe zlecenie. W przerwie meczu koszykówki pomiędzy drużynami Golden State Warriors i San Antonio Spurs, który odbył się 10 lutego 2018 roku, fani amerykańskiej ligi NBA zobaczyli niesamowitą reklamę najnowszej gry z serii God of War. Do wyświetlenia krótkiego trailera Polacy wykorzystali zarówno wysoko zawieszone w hali ekrany telewizyjne, jak i same boisko. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania, choć nie wszyscy zgromadzeni na miejscu widzowie byli zadowoleni z faktu prezentacji tak brutalnej produkcji.


Żeby płaskie boisko należycie spełniło swoją rolę, twórcy gry God of War przygotowali specjalną wersję zwiastuna, pokazującą walczącego Kratosa w rzucie izometrycznym. Nie do końca oddaje to specyfikę tej produkcji, która przecież po raz pierwszy w historii serii świadomie rezygnuje z oddalonej od bohatera kamery, ale przypuszczamy, że w innym wariancie studio Platige Image nie uzyskałoby tak dobrego efektu. Całość najlepiej zobaczyć w akcji samemu, stosowny materiał filmowy zamieściliśmy poniżej.


Warto nadmienić, że choć spektakl na miejscu nadzorował Tomasz Bagiński ze studia Platige Image, to jednak nie wszyscy fani koszykówki zgromadzeni w hali Oracle Arena okazali się wyrozumiali dla widowiska. Obecni na meczu świadkowie opisywali na Twitterze, że wśród widzów było słychać wyraźne buczenie. Być może zdecydował o tym charakter brutalnej do bólu produkcji, którą niekoniecznie powinno reklamować się wśród oglądających sportowy pojedynek dzieci. Przygotowując przedsięwzięcie, firma Sony z pewnością zdawała sobie też sprawę, że nie każdy fan koszykówki musi też automatycznie lubić serię God of War. Japoński koncern zbiera jednak mnóstwo pozytywnych opinii za niekonwencjonalny pomysł, bo wieść o nietypowej reklamie obiegła wszystkie ważniejsze serwisy dedykowane elektronicznej rozrywki. Przyznajemy, my jesteśmy pod wrażeniem. Ogromnym.

Na meczu obecny był sam Tomasz Bagiński, o czym poinformował na swoim prywatnym profilu facebookowym.


Istnieją co najmniej cztery zespoły, które nazwę zawdzięczają wiedźmińskiej twierdzy Kaer Morhen

$
0
0
Ostatnio zapytaliśmy Was na naszym profilu facebookowym o to, czy macie już dość postów o Wiedźminie i odetchnęliśmy z ulgą widząc wyniki tej szybkiej ankiety. Nie pozostało nam więc nic innego, jak zabrać się do roboty i wyciągnąć z rękawa kolejną ciekawostkę. Zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo twórczość Andrzeja Sapkowskiego inspirowała muzyków na całym świecie? My przyjrzeliśmy się sprawie i okazało się, że na scenie metalowej działały przynajmniej cztery zespoły o doskonale znanej wszystkim fanom nazwie Kaer Morhen.


Niektórzy z Was mogą tego nie wiedzieć, że polska grupa Percival, która kojarzona jest teraz przede wszystkim ze współtworzenia ścieżki dźwiękowej do Dzikiego Gonu, jest pobocznym projektem założonej w 1999 roku grupy folkmetalowej Percival Schuttenbach. Jej nazwa z kolei bezpośrednio nawiązuje do imienia gnoma z książek Sapkowskiego. Po krótkich poszukiwaniach udało nam się znaleźć cztery inne grupy metalowe, które zawierają odniesienia do tego uniwersum, w tym przypadku nazwanych na cześć wiedźmińskiego siedliszcza. Są to grupy z Argentyny, Niemiec, Włoch oraz - rzecz jasna - z Polski.

Płyta włoskiego Kaer Morhen

Najstarszy wśród nich jest rodzimy skład, który powstał dawno temu, bo w 1994 roku, ale zdążył się rozpaść po wielu perturbacjach. Na swoim koncie grupa ma wydany w 2005 roku krążek Season Witch. Skład z Ameryki Południowej działa dopiero od czterech lat i w lipcu 2017 roku wydał EP-kę zatytułowaną po prostu Kaer Morhen. Trochę większymi sukcesami może pochwalić się włoski duet instrumentalistów, który kilka lat temu zaprezentował krótkie wydawnictwo o nazwie The Awakening, a w grudniu zeszłego roku dorzucił do dyskografii album The Longest Journey (obu płyt można posłuchać za pośrednictwem serwisów streamingowych, np. Spotify). Wyliczankę kończy niemieckie Kaer Morhen z ich bardziej dogłębną znajomością wiedźmińskiego świata. Wydany w grudniu 2009 roku krążek Aen Ithilinnespeath (pol. Przepowiednia Ithlinne) pełen jest utworów nawiązujących bezpośrednio do książek Sapkowskiego. Jeżeli jesteście ciekawi tego ostatniego projektu, to wspomnianego albumu możecie posłuchać choćby w tym miejscu. Na koniec zostawiamy Was jeszcze z wyprodukowanym domowym sposobem teledyskiem do Always After Dark polskiego składu.


Gra Kingdom Come: Deliverance twierdzi, że Geralt sprzedał Płotkę w Czechach

$
0
0
Pracownicy studia Warhorse zaserwowali w grze Kingdom Come: Deliverance sympatycznego easter egga, który jest bezpośrednim nawiązaniem do produkowanej przez CD Projekt Red serii Wiedźmin. Rzecz dotyczy Płotki, czyli konia należącego do Geralta z Rivii. Zdaniem czeskich deweloperów, wędrowny zabójca potworów sprzedał swoją klacz handlarzowi we wsi Merchojedy. Główny bohater jest w stanie nie tylko odnaleźć i kupić stojącego w zagrodzie rumaka, ale dowiedzieć się też co nieco o kulisach transakcji dokonanej przez Białego Wilka.


Płotka to jedna z kilku kobył znajdujących się w ofercie wspomnianego handlarza. Kiedy zapytamy o nią kręcącego się w okolicy właściciela, ten wyjaśni, że klacz zostawił mu bliżej niezidentyfikowany Polak, który postanowił wreszcie się ustatkować. Nasz rodak rzekomo ożenił się i w obawie przed dziwnymi fanaberiami żony, lubiącej wypychać zwierzęta, wolał sprzedać wiernego rumaka.

Przekazane przez rozmówcę wskazówki można bez problemu przypisać do postaci Geralta, bo wiedźmin został przecież stworzony przez polskiego pisarza i jest z naszym krajem bezpośrednio kojarzony. Złudzeń nie pozostawia też wzmianka o żonie. Wypowiedź sugeruje, że Biały Wilk ożenił się z Yennefer, która ma słabość do wypchanych jednorożców. Jak wiadomo, jednorożec od konia różni się jedynie posiadaniem rogu, więc analogia nasuwa się sama. Czyżby czarodziejka chciała wypchać biedną Płotkę? Najwyraźniej.


Niestety, kapitalnego easter egga kompletnie położyli ludzie odpowiedzialni za polskie tłumaczenie gry. W rodzimej edycji nie uświadczymy "Płotki", bo wspomniany koń występuje w świecie pod anglojęzyczną nazwą "Roach". Jakby tego było mało, temat rozmowy dotyczący klaczy Geralta z handlarzem ni stąd ni zowąd podaje nam alternatywne tłumaczenie tego słowa - "karaluch". Te dwie rzeczy sprawiają, że całkiem fajne nawiązanie można stosunkowo łatwo przeoczyć - w końcu nie każdy przecież musi zdawać sobie sprawę z tego, że oficjalny angielski odpowiednik "Płotki", to właśnie "Roach". Aż dziw bierze, że nikt nie doszedł do tego podczas testów polskiej lokalizacji, bo o ile samym tłumaczom wybaczyć błąd można, tak testerom niekoniecznie.

Gdyby seria gier Tomb Raider nie doczekała się odświeżenia, Lara Croft kończyłaby dziś 50 lat

$
0
0
Kiedy jakiś czas temu firma Square Enix zdecydowała się przeprowadzić lifting serii Tomb Raider, szybko stało się jasne, że odświeżenia wymaga nie tylko koncepcja rozgrywki, ale również główna bohaterka sagi. Choć w grach nie było tego widać, to Lara Croft "dojrzewała" w zawrotnym tempie. Gdyby deweloperzy trzymali się ustalonych wcześniej zasad, brytyjska arystokratka powinna świętować w Tomb Raider: Underworld czterdzieste urodziny. Odmłodzenie słynnej archeolożki było zatem konieczne, inaczej żaden fan nie uwierzyłby, że podstarzała dama jest w stanie wyczyniać tak karkołomne ewolucje, do jakich przyzwyczaiła nas w kolejnych odcinkach sagi.


Problem wieku panny Croft wynikał z faktu, że pomysłodawcy serii Tomb Raider przygotowali obszerną biografię swojej bohaterki i kurczowo trzymali się jej przez długi czas. Według nich Lara przyszła na świat 14 lutego 1968 roku w londyńskim Wimbledonie, co oznacza, że w chwili rozpoczęcia pierwszej odsłony cyklu (1996 rok), kobieta miała 28 lat. Firma Core Design respektowała rzeczywiste daty, ale po przejęciu projektu przez studio Crystal Dynamics, nastąpiła gruntowna zmiana w tej kwestii. Amerykanie zmodyfikowali biografię archeolożki, zachowując jedynie jej datę urodzin. Nie pokusili się jednak o podanie informacji, kiedy toczyła się akcja gier Tomb Raider: Legend i Tomb Raider: Underworld, więc formalnie nie wiemy, jak stara była Lara w obu tych przygodach. Biorąc pod uwagę dostępną w tych produktach technologię, możemy podejrzewać, że były to czasy współczesne. To z kolei świadczyłoby o tym, że Croftówna zbliżała się do czterdziestki.

Studio Crystal Dynamics odpowiada też za reboot serii, który grubą kreską odciął się od poprzednich odsłon. Deweloperzy napisali biografię archeolożki na nowo i według niej, panna Croft przyszła na świat dopiero 14 lutego 1992 roku. W chwili swojej pierwszej przygody Lara miała 21 lat, w Rise of the Tomb Raider dwadzieścia trzy, a dziś zaledwie 26. Dawna Lara świętowałaby dziś z kolei pięćdziesiąte urodziny.

Pochodnia w grze Kingdom Come: Deliverance jest niczym flakonik Galadrieli z Władcy pierścieni

$
0
0
Po kilkunastu godzinach obcowania z pełną wersją gry Kingdom Come: Deliverance wiemy jedno - debiutanckie dzieło studia Warhorse, na którego czele stoi pomysłodawca kultowej w Polsce Mafii, wręcz kipi od wszelkiej maści nawiązań do innych dzieł popkultury. Nie tak dawno wspominaliśmy o świetnym nawiązaniu do Płotki z Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego, a dziś możemy zaprezentować Wam kolejny kąsek, tym razem związany z twórczością innego pisarza - J.R.R. Tolkiena. Rzecz dotyczy Władcy pierścieni, a konkretnie flakonika Galadrieli, który Frodo Baggins otrzymał podczas pobytu drużyny w Lorien.


Z rzeczonym flakonikiem związane są pamiętne słowa Galadrieli, które w najbardziej znanym polskim przekładzie Władcy pierścieni (jego autorką jest Maria Skibniewska) brzmią następująco: "Niech ci rozświetli mrok w ponurych miejscach, gdzie wszelkie inne światła wygasną". Frodo Baggins wziął sobie tę radę do serca i skorzystał z zaklętego w buteleczce światła gwiazdy Eärendila w trakcie walki z Szelobą pod koniec wyczerpującej przygody. Zdanie to, które w oryginale wygląda tak - "May it be a light to you in dark places, when all other lights go out" - jest jednym z lepiej kojarzonych cytatów z całej powieści. Jak już się zapewne domyślacie, deweloperzy z Warhorse Studios postanowili go wykorzystać w swojej grze.



Pokrzepiającą radę można zobaczyć w KCD, jeśli przyjrzymy się bliżej każdej pochodni na ekranie ekwipunku. Niestety, dotyczy to przede wszystkim angielskiej wersji językowej, gdzie zdanie jest żywcem skopiowane z książki Tolkiena. Polscy tłumacze przełożyli cytat po swojemu, dlatego nawet dobrze znający Władcę pierścieni fan może mieć drobny problem z odkryciem easter egga. Wspomniany fragment z rodzimej edycji gry Kingdom Come: Deliverance, które nieznacznie odbiega od przytoczonego wcześniej przekładu Marii Skibniewskiej, zaprezentowaliśmy powyżej.

Łacińska inskrypcja na mieczu w grze Kingdom Come: Deliverance zawiera błąd

$
0
0
Od kilku dni w sklepach dostępna jest gra Kingdom Come: Deliverance, czyli jeden z najbardziej oczekiwanych RPG-ów 2018 roku. Studio Warhorse pod przewodnictwem Daniela Vavry (ojca kultowej serii Mafia), przygotowało wyjątkowy tytuł osadzony w średniowiecznych Czechach. Jeden z ważniejszych wątków przedstawionej w produkcji fabuły dotyczy broni wykutej przez ojca głównego bohatera. Na jelcu miecza znajduje się łacińska inskrypcja, więc postanowiliśmy ją rozszyfrować. Szybko okazało się, że zawiera ona kuriozalny błąd.

Wspomniany miecz, ale bez inskrypcji, widoczny jest na okładce gry.

W prologu gry Kingdom Come: Deliverance dostajemy od ojca zadanie przyniesienia elementu miecza, który jest wykuwany dla Radzika Kobyły - władcy zamku w Skalicy. Jelec ten sprowadzono na specjalne zamówienie z Sazawy, a o jego wyjątkowości świadczy krótka inskrypcja, której ani kowal, ani nasz śmiałek nie potrafią przetłumaczyć. Po dokładnym przyjrzeniu się napisowi oraz krótkich poszukiwaniach w sieci, udało nam się odczytać wyryte tam słowa: "Per mortem et sepulturam tuam, R. libera nos, Domine". Jest to fragment Litanii do Wszystkich Świętych, a konkretnie wers "Przez Twoją śmierć i złożenie do grobu, wybaw nas, Panie". Problem jednak jest taki, że grafik odpowiedzialny za stworzenie modelu jelca wykazał się sporym niechlujstwem. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta.

Fragment Litanii do Wszystkich Świętych (oryg. Litaniae Sanctorum). Słowa, które powinny znaleźć się na inskrypcji, oznaczone są czerwonym kolorem.

Inskrypcja zawiera literę "R", której nie należy traktować jako część wspomnianej Litanii. W ten sposób oznaczało się w oryginalnej treści modlitwy jedynie odpowiedź wiernych na słowa kapłana (łac. responsum), które to z kolei poprzedzane są literą "V". W przerywniku filmowym, w trakcie którego widać litanijny wers, początek inskrypcji jest przysłonięty przez palec kowala, dlatego nie wiemy czy autorzy umieścili tam również literę "V". Można jednak domniemywać, że skoro Czesi ślepo przekopiowali cały cytat, nie przykładając wagi do jego elementów składowych, to również oznaczenie wskazujące wypowiedź kapłana została przeniesiona na jelec.

Przerywnik filmowy, w którym widać inskrypcję na jelcu.

Pomijając już znaleziony przez nas błąd, takie nawiązanie do religii w grze nie jest niczym niezwykłym. Chrześcijaństwo w tym okresie było niezwykle ważnym elementem życia, co również oddaje ten produkt - dość powiedzieć, że nasz bohater bardzo często wita się z innymi słowami "Szczęść Boże". Warto też nadmienić, że już sam tytuł gry Kingdom Come jest religijnym nawiązaniem. W końcu "przyjdź królestwo Twoje" z modlitwy "Ojcze Nasz" to po angielsku "thy kingdom come".

W grze Kingdom Come: Deliverance obecny jest również koń Cirilli z Wiedźmina

$
0
0
Płotka Geralta z Rivii nie jest jedynym nawiązaniem do Wiedźmina, przygotowanym przez twórców gry Kingdom Come: Deliverance ze studia Warhorse. W jednej z obecnych w czeskim erpegu stadnin można natknąć się również na Kelpie - konia, którego w książkach Andrzeja Sapkowskiego przygarnęła Cirilla Fiona Elen Riannon. Kara klacz wystawiona jest na sprzedaż w miejscowości Neuhof, co oznacza, że da się ją kupić i używać jako podstawowego wierzchowca.


Podobnie jak ma to miejsce w przypadku Płotki, z Kelpie również powiązany jest dialog, który można nawiązać z handlarką koni, ale tym razem nie odnosi się on bezpośrednio do wiedźmińskiego uniwersum. Właścicielka stadniny sugeruje jedynie, że klacz jest tania, bo cuchnie rzecznym mułem. Ma to swoje uzasadnienie, bo nazwa Kelpie wywodzi się tak naprawdę z folkloru celtyckiego i oznacza zmieniającego kształty wodnego konia, który nawiedza szkockie akweny. Andrzej Sapkowski musiał mieć świadomość o istnieniu takiej legendy i na potrzeby swoich powieści powiązał to imię z wierzchowcem przygarniętym przez Ciri. W książce Wieża Jaskółki dziewczyna staje się posiadaczem Kelpie, kiedy jej poprzedni właściciel - Hotsporn - zostaje zabity na szlaku przez bandytów.


Biorąc pod uwagę powyższe, można poddać w wątpliwość, że to Wiedźmin był inspiracją dla twórców gry Kingdom Come: Deliverance, ale naszym zdaniem nie ma tutaj mowy o przypadku. Kelpie w czeskim erpegu, podobnie jak we wspomnianej książce, ma czarne umaszczenie. W celtyckich legendach wyobraża się go z kolei jako niebieskiego lub białego rumaka.

Kingdom Come: Deliverance pozwala poczytać w kibelku i ma to sens

$
0
0
Na tym świecie istnieje spora rzesza ludzi, która nie wyobraża sobie dłuższego posiedzenia w kibelku bez lektury. Książka, telefon, etykiety od detergentów, kolorowe pisemko sprzed pięciu miesięcy, które już dawno zostało przeczytane od deski do deski - nie ma znaczenia co to będzie, byle spełniało swoją rolę. Jeśli należysz do tej grupy osobników, to z pewnością zainteresuje Cię fakt, że Kingdom Come: Deliverance jest prawdopodobnie pierwszą grą w historii elektronicznej rozrywki, która pozwala usiąść na tronie z książką w łapie, a jakby tego wszystkiego było mało, takie działanie ma swoje przełożenie na rozgrywkę. Immersja level 500.


Dzieło czeskiego studia Warhorse w interesujący sposób podchodzi do tematu czytelnictwa. Główny bohater jest prostym synem kowala, więc na początku zmagań widzi bezsensowne zlepki literek w książkach, nie tworzące żadnych konkretnych słów. Henryk, tak jak każdy człowiek, czytać musi się po prostu nauczyć. Co ważne, jest to dla niego zajęcie żmudne i wyczerpujące w nie mniejszym stopniu niż inne trudy dnia codziennego. W Kingdom Come: Deliverance zapoznanie się z treścią każdej większej księgi pochłania długie godziny, ale w zamian każda zaliczona lektura wydatnie zwiększa jego zdolności w tej dziedzinie.


Żeby gracze docenili trud czytania książek przez prostego chłopa, nasi południowi sąsiedzi pokusili się o jedyny w swoim rodzaju bonus - Henryk otrzymuje specjalny modyfikator do nauczania, jeśli lekturze odda się w pozycji siedzącej. Teoretycznie wystarczy spocząć na dowolnym taborecie lub ławce, wyciągnąć z ekwipunku tomisko i voila - bohater będzie szkolić się bardziej efektywnie. Tutaj też dochodzimy do sedna sprawy. Każda latryna w KCD jest interaktywna, więc Henio potrafi umościć tyłek na twardej desce i rozpocząć zabawę z czytelnictwem również w kibelku. Jak w życiu!


Pierwotny tytuł gry Kingdom Come: Deliverance był inspirowany słynną płytą zespołu Bathory

$
0
0
O istnieniu gry Kingdom Come: Deliverance dowiedzieliśmy się 19 grudnia 2013 roku, kiedy studio Warhorse zdecydowało się ujawnić ten ambitny projekt światu. Wydarzenie to zakończyło długą batalię o tytuł erpega, bo jego twórcy nie potrafili wcześniej zdecydować się, jak właściwie nazwać swoje debiutanckie dzieło. Dość powiedzieć, że pierwszym wyborem deweloperów było słowo "Hammerheart", które niektórym z Was słusznie kojarzyć będzie się z piątym albumem szwedzkiego zespołu Bathory.


Na pomysł użycia tytułu Hammerheart wpadł sam Daniel Vávra, czyli założyciel i szef studia Warhorse. Nie jest żadną tajemnicą, że słynny deweloper z Czech, który zasłynął przede wszystkim jako pomysłodawca gry Mafia, jest wielkim fanem ekstremalnej muzyki metalowej, a w szczególności black metalu. Choć płyta Hammerheart stanowiła wyraźny przełom w dokonaniach grupy Bathory (dziś powszechnie uważana jest za protoplastę gatunku zwanego viking metalem), Vávra utrzymywał, że nazwa ta pasowała do jego gry idealnie, bo jeden z utworów na krążku (Father to son) był poświęcony synowi wikińskiego kowala. Jak już zapewne doskonale wiecie, synem kowala jest również główny bohater Kingdom Come: Deliverance.

Szkic i projekt okładki, kiedy gra nosiła nazwę Hammerheart.

Okładka płyty Bathory.

Tytuł Hammerheart nie utrzymał się zbyt długo i studio Warhorse zaczęło myśleć nad jego zmianą. W okresie przejściowym padł pomysł, żeby gra nosiła nazwę 1403: Retribution - data w tytule miała odnosić się do roku, w którym rozpoczynała się akcja erpega. Ten wariant jednak także szybko upadł i w końcu postanowiono sięgnąć po hasło Kingdom Come, stanowiące część doskonale znanej Polakom modlitwy "Ojcze nasz". W jej anglojęzycznej wersji padają słowa "thy kingdom come", które u nas tłumaczy się na "przyjdź królestwo twoje".

Jedyna pamiątka po drugim tytule, czyli logo.

Na koniec warto dodać, że w oryginalnym zamyśle Kingdom Come jest nazwą serii gier, a słowo Deliverance oznacza jej pierwszą odsłonę. Docelowo studio Warhorse planuje stworzyć całą trylogię realistycznych erpegów. Szczerze na to liczymy, bo "jedynka" - mimo morza błędów - jest produkcją niemal doskonałą.

Lara Croft z serii Tomb Raider dorobiła się swojej lalki Barbie

$
0
0
Machina marketingowa związana z najnowszą ekranizacją przygód Lary Croft ruszyła pełną parą. Film norweskiego reżysera Roara Uthauga zadebiutuje w Stanach Zjednoczonych już za kilka tygodni, więc wytwórnia Warner Bros. Pictures nie szczędzi starań, żeby odpowiednio zareklamować go wśród miłośników kina akcji. Najnowszym pomysłem związanym z promocją Tomb Raidera jest kolaboracja z firmą Mattel na produkcję limitowanej serii lalek Barbie. Jak nietrudno się domyślić, tym razem przypomina ona słynną archeolożkę.


Restart filmowej serii Tomb Raider z Alicią Vikander będzie można zobaczyć w amerykańskich kinach od 16 marca (Polacy będą musieli poczekać na premierę do 6 kwietnia). Nadchodzący film bazuje na dwóch ostatnich grach z tego cyklu: Tomb Raiderze z 2013 roku i wydanym dwa lata później Rise of the Tomb Raider. Młoda Lara dopiero poznaje tutaj arkana sztuki przetrwania w sytuacjach nieustannie grożących jej życiu i zdrowiu. 

Nadchodząca premiera okazała się świetną okazją na sprzedaż figurek nawiązujących do głównej bohaterki filmu, ale tym razem - dość nietypowo - postanowiono skorzystać z bardzo popularnej wśród dzieci marki lalek. Tomb Raiderowa Barbie ubrana jest w charakterystyczny strój, a w ręku dzierży kojarzony z ostatnimi grami czekan. Jeśli zainteresowało Was posiadanie takiej Lary w swojej kolekcji, niech dodatkowo smaku narobi Wam fakt, że do zestawu dołączone są również inne akcesoria: mapa, dziennik i podstawka na lalkę. Dziwić może jedynie brak łuku, który jest podstawową bronią dziewczyny w grach. Barbie Croft wyceniono na 29.99$, czyli ok. 100 złotych. Figurkę można zamawiać w tym miejscu, premierę zabawki zaplanowano na 9 marca.


WARTO RÓWNIEŻ WIEDZIEĆ, ŻE...

W Kingdom Come: Deliverance znajduje się gniazdo gryfa z Wiedźmina 3

$
0
0
Deweloperzy ze studia Warhorse najwyraźniej lubią uniwersum Wiedźmina, bo w swojej grze Kingdom Come: Deliverance pokusili się o kilka nawiązań do przygód Geralta z Rivii, zarówno tych książkowych, jak i wirtualnych. Niedawno pisaliśmy o możliwości kupienia Płotki i Kelpie (karego wierzchowca Cirilii z sagi Andrzeja Sapkowskiego) w stadninach, a dziś również spojrzymy na konia, ale nieco z innej perspektywy. Zwiedzając malownicze obszary środkowych Czech, natknęliśmy się na niezwykłe gniazdo, a w nim na leżące zwłoki zwierzęcia, którego nie byłby w stanie wnieść tam żaden człowiek.


Na wschód od wsi Ledeczko znajdują się skaliste zbocza, gdzie twórcy erpega umieścili sporej wielkości gniazdo. Kiedy po dużych trudach uda nam się dotrzeć na miejsce, zobaczymy leżące w nim truchło konia. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to odniesienie do Wiedźmina 3, ale żeby dokładnie zrozumieć dlaczego, trzeba cofnąć się do samego początku tej gry, kiedy Geralt i Vesemir wizytują Biały Sad. Tuż po przybyciu do znajdującej się tam osady, wiedźmini widzą, jak rozszalały gryf atakuje wóz miejscowego chłopa i bez trudu porywa zwłoki konia, którego wcześniej konsumował. Ogromne ptaszysko staje się głównym celem pary przyjaciół na tym etapie rozgrywki - dopóki nie pozbędziemy się zagrożenia, nie będziemy w stanie ruszyć się dalej.

W toku śledztwa Geralt ma szansę dotrzeć do gniazda, gdzie znajduje zwłoki drugiego gryfa. Konia tam, co prawda, nie uświadczymy, ale nic nie szkodzi. Gra już wcześniej poinformowała nas, że ptak jest w stanie schwytać tak duże zwierzę i gdyby nie to, że miejscowi nilfgaardczycy zakłócili spokój gryfom, rumak pewnie zostałby przywleczony w to miejsce. Co ważne, gniazdo również znajduje się na skalistym zboczu, tak samo jak w Kingdom Come: Deliverance.


Gra studia Warhorse nie zawiera elementów fantasy, więc martwy koń w gnieździe należy traktować wyłącznie w kategorii oka puszczonego do fanów Wiedźmina. Biorąc pod uwagę fakt, że naprawdę trudno dotrzeć do tego easter egga, w pełni rozumiemy ten mały skok w bok. 

Firma Dark Horse pokazała figurkę Geralta relaksującego się w balii

$
0
0
Wiele elementów Wiedźmina 3 mocno zapadało nam w pamięć - poczynając od niezwykle angażującej historii, przez przepięknie zaprojektowane lokacje i niezwykle cięty humor głównego bohatera, aż po bliskie kontakty z czarodziejkami... przy użyciu jednorożców lub też nie. Na samym początku naszej przygody z Dzikim Gonem dostajemy jednak po oczach nagim Geraltem taplającym się w wodzie. Dla tych, którzy uważają, że taka scena wymaga uwiecznienia w bardziej materialnej postaci, mamy dobrą wiadomość - firma Dark Horse Comics właśnie zaprezentowała kolekcjonerską figurkę z Białym Wilkiem w balii.


New York Toy Fair to kończąca się właśnie amerykańska impreza, w trakcie której mniejsze i większe firmy produkujące zabawki mogą przedstawić swoje dotychczasowe portfolio, a także ujawnić najnowsze produkty, które dopiero trafią do sprzedaży. To właśnie przy tej okazji zaprezentowano lalkę Barbie w stroju Lary Croft, o której pisaliśmy wczoraj. Tym razem to jednak fani białowłosego zabójcy potworów mają powód do radości, bo być może już niedługo będą mogli postawić na półce wspomnianą figurkę Geralta z wystającymi z wody nogami. Firma Dark Horse Comics zdążyła już wypuścić w świat trochę wiedźmińskich akcesoriów, ale ten produkt to zdecydowane "musiszmieć" dla wszystkich kolekcjonerów.


Co ciekawe, figurka jest łudząco podobna do gadżetu, który w ubiegłym roku od studia CD Projekt Red otrzymała redakcja serwisu PC Gamer, choć tym razem obyło się bez walających się na widoku magazynów. Zła wiadomość jest jednak taka, że nie ma pewności czy ten niezwykle interesujący twór będzie można nabyć. Reprezentant Dark Horse Comics wyjawił w rozmowie z redaktorem serwisu Polygon, że jego firma wraz z studiem znad Wisły nie podjęły jeszcze decyzji czy produkt trafi do sprzedaży. Mamy jednak nadzieję, że dbający o higienę Geralt da się wycenić, bo w przeciwnym razie będziemy musieli rozważać tę maszkarę.

Świat w Kingdom Come: Deliverance jest dwukrotnie mniejszy od tego ze Skyrima

$
0
0
Zwiedzając świat w grze Kingdom Come: Deliverance można odnieść wrażenie, że przygotowany przez deweloperów obszar jest ogromny, zwłaszcza, gdy przemierzamy go na piechotę. W rzeczywistości jednak mapa nie poraża swoimi rozmiarami - ze względu na ograniczenia napędzającego erpega silnika, pracownicy czeskiego studia Warhorse mogli udostępnić teren o wielkości 16 kilometrów kwadratowych. W porównaniu do konkurencyjnych tytułów wynik ten trudno uznać za rewelacyjny. Dość powiedzieć, że w Skyrimie skute lodem terytorium było ponad dwa razy większe.


Dla niektórych z Was ta wiadomość może okazać się zaskakująca, ale prawa jest taka, że Kingdom Come: Deliverance przegrywa w tej kategorii ze wszystkimi ostatnimi odsłonami serii The Elder Scrolls. Morrowind oferował obszar o wielkości 24 km2 (wartość ta uwzględnia archipelag Firemoth i wyspę Solstheim), wspomniany wcześniej Skyrim 37 km2, a największa - do tej pory - odsłona TES-a, czyli Oblivion, 57 km2. Mowa tutaj wyłącznie o światach projektowanych "ręcznie", bo nie da się ukryć, że taki The Elder Scrolls II: Daggerfall zostawia w tyle każdą późniejszą grę z tego cyklu. Pamiętajmy jednak, że teren w niej był w większości generowany proceduralnie.

Mapa w grze Kingdom Come: Deliverance jest kwadratowa.

Niewielki obszar, na którym można było pracować, zmusił też deweloperów z Czech do pewnych ustępstw. O ile ogólny wygląd map pokrywa się z tym, co możemy podziwiać dziś w serwisie Google Maps, tak widoczne w grze Kingdom Come: Deliverance osady i miasteczka nie zawsze znajdują się na "swoich" miejscach. Dobrym tego przykładem są spalone w prologu Skalice, skąd wywodzi się główny bohater opowieści. W rzeczywistości odległość pomiędzy Skalicami i Ratajami wynosi ok. 10 kilometrów, z kolei w czeskim produkcie dystans ten skrócono o ponad połowę. Autorzy tłumaczyli się, że taki zabieg był absolutnie niezbędny, bo silnik nie jest w stanie obsłużyć terenu większego niż 4x4 km. Z tego właśnie też względu mapa w KCD jest kwadratowa.

Dokładnie 22 lata temu po raz pierwszy odpaliliśmy Quake'a

$
0
0
24 lutego 1996 roku, czyli dokładnie 22 lat temu, w sieci zadebiutowało testowa wersja Quake'a. Ku rozczarowaniu miłośników strzelanin, mających w pamięci dwa doskonałe Doomy, udostępnione przez studio id Software demo technologiczne nie pozwalało postrzelać do rywali. Qtest oferował jedynie trzy mapy pozbawione jakichkolwiek potworów. Choć sprytniejsi fani wygenerowali przeciwników edytując pliki, to jednak informacje o tym sposobie nie miały szans dotrzeć do wszystkich zainteresowanych. Nic dziwnego, w końcu dostęp do internetu nie był tak powszechny jak dziś.


Demo zawierało trzy areny, które po premierze Quake'a stanowiły bazę do zmagań w wieloosobowym trybie deathmatch. Były to robocze wersje map DM1 (Place of Two Deaths), DM2 (Claustrophobopolis) i DM3 (The Abandoned Base), wówczas jeszcze dalekie od ukończenia. Choć Qtest został udostępniony niespełna pięć miesięcy przed faktycznym debiutem strzelaniny, gra w wielu aspektach prezentowała się inaczej od finalnej edycji. Zupełnie zmieniony był HUD, niemal wszystkie bronie działały w nieco inny sposób, w ekwipunku zabrakło też topora. Co ciekawe, w plikach pozostał ślad po alternatywnej wersji broni energetycznej, która w przeciwieństwie do obecnego w Quake'u Thunderbolta nie tylko strzelała prądem, ale jego strumień automatycznie "przechodził" na kolejnego przeciwnika, o ile ten znajdował się w pobliżu pierwotnego celu. Pukawka ta nosiła nazwę Chainligtning Gun i nigdy nie trafiła do pełniaka.

Testowa wersja Quake'a.

Qtest okazał się interesujący jeszcze z jednego względu. Gracze szybko odkryli, że za pomocą edycji plików są w stanie umieszczać na multiplayerowych mapach potwory. Co ważne, dwa z nich (Vomitus i Serpent) zostały wycięte przed premierą shootera, dlatego wspomniane demo to jedyna opcja, żeby zobaczyć je w akcji. Testowy Quake zawiera też ślady po smoku, który pierwotnie również miał w grze się pojawić, ale jego akurat nie da się wygenerować w demie.

Wszystkim zainteresowanym polecamy samodzielne sprawdzenie dema, które można ściągnąć w tym miejscu. Z racji tego, że było ono pisane pod DOS, do jego uruchomienia konieczne będzie użycie programu DOSBox.

Fani Kingdom Come: Deliverance umieszczają znaczniki obiektów z gry w serwisie Google Maps - jeden z nich został zaakceptowany

$
0
0
Osadzenie akcji gry Kingdom Come: Deliverance w prawdziwym i dość dobrze odwzorowanym obszarze Czech zachęca fanów erpega do porównywania wirtualnego świata z jego rzeczywistym odpowiednikiem. Idealnym sposobem na dokonywanie takich porównań okazał się serwis Google Maps, który nie tylko pozwala spojrzeć na rzeczony obszar z lotu ptaka, ale też przyjrzeć się miejscówkom z poziomu ziemi. Jeden z miłośników KCD pokusił się nawet o drobny dowcip we wspomnianej usłudze i ku zdziwieniu pokaźnej grupy fanów na Reddicie, został on zatwierdzony.


Jedną z atrakcji wydanej niedawno gry jest poszukiwanie skarbów, zarówno tych "zwykłych", jak i "starożytnych", dostępnych tylko dla tych ludzi, którzy kupili Kingdom Come: Deliverance w przedsprzedaży. Dowcip dotyczy właśnie jednego z antycznych skarbów, umieszczonego przez deweloperów w ruinach nieopodal rzeki, kilkaset metrów na północny-zachód od młyna w Ratajach. Henri Mikkonen z Finlandii spróbował umieścić w serwisie Google Maps znacznik dokładnie w tym samym miejscu, gdzie zamknięta skrzynia znalazłaby się w rzeczywistości (dorzucając dowody w postaci zdjęć zrobionych w grze) i ku jego zaskoczeniu, propozycja ta została zaakceptowana. Z racji tego, że Google zrzuca odpowiedzialność za zatwierdzenie obiektów wartych zainteresowania na innych użytkowników, z pewnością nie była to pomyłka pomysłodawców usługi. Tej jednak nie da się do końca wykluczyć, bo również włodarze serwisu biorą udział w procesie akceptacji.


W tym momencie obiekt o nazwie "Ancient Treasure" wciąż znajduje się na mapie środkowych Czech, a zobaczyć go może każdy, kto kliknie w ten link


W polskiej wersji gry Kingdom Come: Deliverance pada mniej wulgarnych słów, niż w czeskiej

$
0
0
Studio Warhorse nie dysponowało funduszami na nagranie czeskich dialogów w Kingdom Come: Deliverance, dlatego oryginalną wersją językową gry jest ta angielska. Nasi południowi sąsiedzi nie zamierzali jednak w pełni rezygnować z nadarzającej się okazji i do swojego debiutanckiego dzieła przemycili kilka ojczystych słów. Jak już się zapewne domyślacie, jednym z nich jest popularny nie tylko za naszą południową granicą wulgaryzm. Hasło "kurva" występuje w KCD dwadzieścia jeden razy, nierzadko w towarzystwie znacznie lepiej oddziałującego na wyobraźnię Amerykanów wyrazu "fuck".


Deweloperzy mocniej pofolgowali sobie za to w napisach do ojczystej wersji językowej. Słowo "kurva" pada w czeskiej edycji gry aż 304 razy, co jest najlepszym wynikiem spośród wszystkich lokalizacji dostępnych na premierę tego erpega. Pewnie będziecie zaskoczeni, ale skorzy do ostrych tłumaczeń Polacy byli w tej kwestii zdecydowanie bardziej oszczędni. Słowo "kurwa" występuje w dialogach do rodzimej edycji Kingdom Come: Deliverance "tylko" 236 razy, co daje nam drugie miejsce w zestawieniu. W pozostałych wersjach językowych występują śladowe ilości oryginalnego czeskiego wulgaryzmu. Na przykład Niemcy usłyszą je tylko dwanaście razy w całej kampanii, a Francuzi dwadzieścia.

Pan Hanusz w KCD klnie jak szewc.

Z obowiązku wspomnimy jeszcze, że w polskiej edycji gry występuje 31 różnych odmian słowa "pierdolić" i 24 "chuje". W sumie 291 wulgaryzmów, co wciąż jest wynikiem słabszym od wersji czeskiej, a przecież porównywaliśmy go wyłącznie do wyrazu "kurva". Wybaczcie, ale innych obraźliwych słów po czesku nie znamy.

Ubisoft tłumaczy, czemu ocenzurował sutki i genitalia w trybie Discovery Tour do gry Assassin's Creed: Origins

$
0
0
20 lutego 2018 roku firma Ubisoft odpaliła wreszcie nowy tryb rozgrywki w grze Assassin's Creed: Origins, który ma charakter edukacyjny. Posiadacze ostatniej odsłony popularnego cyklu mogą w nim zwiedzać znane z podstawki lokacje i poszerzać wiedzę na temat starożytnego Egiptu oraz jego mieszkańców w sposób całkowicie bezkrwawy. Francuski koncern zadośćuczynił w ten sposób fanom brak standardowej encyklopedii, która towarzyszyła wszystkim przygodom skrytobójców w przeszłości, serwując przy okazji coś zupełnie nowego i na dodatek dostępnego za darmo. Przedsięwzięcie zostało ciepło przyjęte przez miłośników sagi, ale nie obyło się też bez drobnych kontrowersji. Świat szybko obiegła informacja, że autorzy trybu postanowili ocenzurować obecne w grze rzeźby, zasłaniając ich sutki i genitalia za pomocą mocno kontrastujących z dziełami sztuki muszelek.


Sporo osób zastanawiało się, dlaczego deweloperzy trybu edukacyjnego podjęli taką decyzję. W grze Assassin's Creed: Origins niektóre kobiety paradują przecież z gołymi piersiami (jest to zresztą pierwszy taki przypadek w historii całego cyklu), a w fabule jesteśmy świadkami odważniejszych scen erotycznych. Podejrzewano, że taki ruch mógł mieć związek z próbą zachęcania szkół do wykorzystania Discovery Tour na lekcjach historii, ale takie tłumaczenie nie spotkało się ze zrozumieniem. Zdaniem krytyków, widok nagich ludzi w postaci rzeźb nikomu nie spowodowałby krzywdy, a już z pewnością wchodzącym w okres dojrzewania uczniom.

Jak to zwykle bywa, powód okazał się bardziej prozaiczny. Maxime Durand, który w firmie Ubisoft jest jednym z trzech etatowych historyków, wyjaśnił wczoraj, że za cenzurą pomników stały względy prawne. Deweloperzy chcieli uzyskać niską kategorią wiekową dla nowego trybu, dzięki czemu produkt mógłby być bez problemu pokazywany w szkołach. Pamiętajmy bowiem, że Discovery Tour to nie tylko darmowy dodatek do Assassin's Creed: Origins, ale także zupełnie odrębny produkt na PC, który można nabyć m.in. za pośrednictwem Steama. Gdyby tryb edukacyjny miał taką samą kategorię, jak podstawka, w wielu krajach nauczyciele mogliby z niego nie skorzystać. Przypominamy, że Assassin's Creed: Origins to tytuł dedykowany graczom dorosłym, mającym co najmniej osiemnaście lat.


Na koniec dodamy, że europejska organizacja PEGI, która zajmuje się oceną zawartości szkodliwej w grach komputerowych, faktycznie sklasyfikowała program Discovery Tour by Assassin's Creed: Ancient Egypt i przyznała jej kategorię wiekową 12+. Nie zrobiła jednak tego ESRB, która zajmuje się tym samym zagadnieniem w Stanach Zjednoczonych.

Twórcy gry Kingdom Come tak dbali o realistyczne strzelanie z łuku, że przegięli w drugą stronę

$
0
0
Od kilkunastu dni imię Henryk nabrało dużo większego znaczenia dla społeczności graczy na całym świecie - mówimy tu oczywiście o głównym bohaterze gry Kingdom Come: Deliverance. Młodzian jest idealnym przykładem protagonisty, którego podsumować można słowami "od zera do bohatera". Zaczynając jako zwyczajny syn kowala, po kilkunastu godzinach zmagań możemy stać się wprawnymi mówcami na równi z czeską szlachtą, będziemy gotować eliksiry niczym najlepsze średniowieczne zielarki czy też walczyć w honorowych pojedynkach z innymi rycerzami. Możemy też zrobić z Henryka łucznika i tu... pojawia się problem. Deweloperzy w swoim realizmie posunęli się bowiem zbyt daleko i kompletnie zaburzyli perspektywę strzelca z cięciwą w pełnym naciągu. Wyjaśnijmy to sobie.


Na wspomniany problem zwrócił uwagę jeden z użytkowników Reddita, który sam jest zapalonym łucznikiem. Zauważa on, że Warhorse Studios generalnie poradziło sobie z implementacją strzelania bardzo dobrze, poza jednym wyjątkiem, powodującym, że całość staje się "niezwykle" nierealistyczna. Łucznicy klasyczni, po przybraniu pozycji strzeleckiej, dociągają cięciwę do policzka w taki sposób, że wzrok strzelca biegnie wzdłuż promienia strzały, od nasadki do grotu. Jednakże kamera w Kingdom Come ustawiona jest w taki sposób, jakby Henryk trzymał naciągniętą cięciwę kilkanaście centymetrów w bok od twarzy.  Kąt boczny jest więc zbyt duży, co kompletnie zaburza perspektywę i w rezultacie - utrudnia odpowiednie mierzenie. Nic więc dziwnego, że sporo pecetowców decyduje się na pobranie moda z sieci - do tej pory zrobiono to ponad 78 tysięcy razy!


Redditowy łucznik podkreśla jednak, że istnieje oczywiście sytuacja, w której strzelec musi brać pod uwagę celność boczną (w poziomie) i związane jest to z potencjalnym gięciem się strzały po wypuszczeniu jej z łuku, co jest zresztą naturalnym jej zachowaniem, wynikającym z praw fizyki. Istnieje jednak pewne zjawisko, określane mianem paradoksu łucznika, które kompensuje ten problem. Opisany przez Roberta Elmera fenomen mówi, że strzała po opuszczeniu łuku odgina się, a następnie wykonuje wahadłowe ruchy prawo-lewo, co skutkuje ustabilizowaniem jej lotu. Zjawisko to kontroluje się poprzez dobranie odpowiedniej sztywności strzał do broni, z którą mają być one używane. Niepoprawne dobranie sztywności może skutkować odchyleniem pocisku w lewo lub w prawo, co oznacza mniejszą celność. W skrócie: Warhorse Studios, naginając mocno granice realizmu, do jakiego przyzwyczajeni są gracze, zrobiło z igły widły i uwydatniło w wirtualnym strzelaniu czynnik, który w normalnych warunkach jest prawie nieistotny. Wybaczamy?

Twórcy gry Metal Gear Survive złożyli hołd Hideo Kojimie i zrugali przełożonych

$
0
0
Niedawno doczekaliśmy się premiery gry Metal Gear Survive, spin-offu kultowego cyklu tworzonego dotychczas przez Hideo Kojimę i jego ludzi. Najnowsza odsłona jest jednak pierwszą grą po pozbyciu się słynnego dewelopera przez firmę Konami i - jak wskazują opinie recenzentów oraz graczy - jego absencja mocno odbiła się na jakości tej produkcji. Brak ojca serii odczuwa również pozostały w studiu zespół, który celowo zaszył w grze easter egga chwalącego Kojimę i obrażającego głównych projektantów nowego MGS-a.


Na wspomniany powyżej smaczek możemy natrafić na samym początku gry, jeszcze w trakcie introdukcji otwierającej Metal Gear Survive. Jesteśmy w nim świadkami sceny "katalogowania" osób poległych w Bazie-Matce. W trakcie jednego z ujęć możemy zauważyć listę nazwisk oraz ról, jakie pełnili pracownicy tej placówki. Kiedy przyjrzymy się nazwiskom widocznym na kartce, to używając jedynie pierwszych liter nazwisk (z pominięciem trzech pierwszych), możemy odczytać wiadomość "KJP FOREVER", gdzie "KJP" odnosi się do Kojima Productions, czyli studia założonego przez Hideo. Jest to ukłon w kierunku zespołu, który przez tyle lat opowiadał niesamowite, a czasem nawet całkiem odjechane, historie z udziałem <tu-wstaw-odpowiedni-przymiotnik> Snake'a.


To jednak nie koniec, bo deweloperzy nie są chyba wielkimi fanami nowych liderów projektu, którzy wytyczyli kierunek dla Metal Gear Survive. Poniżej bowiem znajdują się jeszcze dwa wpisy w formie imion i nazwisk postaci: "Bastard Yota" oraz "Cunning Yuji", które odnoszą się do reżysera gry Yota Tsutsumizakiego oraz Yuji Korekady - jednego z producentów. Jak widzicie, zespół pracujący nad tym tytułem wciąż wyznaje kult Kojimy i nie stroni od nazywania swoich aktualnych szefów chytrymi draniami. A jeśli podobała Wam się zaszyta w grze wiadomość, to na pewno docenicie również tę, odnoszącą się do niezapowiedzianego jeszcze Shadow of the Tomb Raider.

Pan Hanusz z gry Kingdom Come ma toaletę umieszczoną w ciekawym miejscu

$
0
0
Choć latryny w grze Kingdom Come: Deliverance nie pozwalają załatwić żadnej fizycznej potrzeby (Henryk musi jeść, ale nie musi wydalać), to nie pełnią one jednak wyłącznie funkcji dekoracyjnej. Wszystkie toalety w produkcie studia Warhorse są w pełni interaktywne, więc można na nich usiąść i np. poczytać książkę. Zwiedzając przygotowany przez naszych południowych sąsiadów świat warto zwrócić uwagę, jak toalety są w nim umiejscowione. Na wsiach drewniane wychodki na ogół stoją w pewnej odległości od chałup, z kolei na zamkach zawsze znajdują się w większych salach, dzięki czemu mamy odnieść wrażenie, że korzystająca z nich szlachta korzysta z tronu na oczach innych ludzi przebywających w twierdzy. Potwierdza to poniekąd wbudowana w grę encyklopedia historyczna (swoją drogą, świetnie opracowana), która wprost opisuje zwyczaje władców w średniowieczu, przyjmujących "na dwójce" licznych interesantów.


Właśnie jedna z takich toalet przykuła naszą uwagę, a konkretnie ta znajdująca się na zamku w Ratajach, gdzie urzęduje pan Hanusz z Lipy. Jeśli zbliżymy się do wychodka i spojrzymy przez dziurę w desce, zauważymy, że wydalane przez władcę odchody pokonują sporą odległość do ziemi. Dzieje się tak, ponieważ kibelek umieszczony jest w tzw. wykuszu, czyli wysuniętej w stosunku do zamkowych murów komorze.

Trzeba przyznać, że autorzy gry pokusili się tutaj o ciekawy detal, bo jeśli odszukamy wykusz po zewnętrznej stronie zamku, okaże się, że na murze widać działający na wyobraźnię brązowy ślad. Interesujące jest też miejsce, w którym odchody Hanusza lądują. Tuż obok zlokalizowany jest tor łuczniczy, więc stający w szranki zawodnicy mają niepowtarzalną okazję, żeby zobaczyć spadający ze sporej wysokości kał (oczywiście w domyśle, bo w samej grze nic takiego nie ma miejsca). Dodajmy od razu, że kibelki w wykuszach organizowano w średniowieczu w taki sposób, żeby wydalany pokarm leciał do zamkowej fosy. Twierdza w Ratajach fosy nie ma, więc łucznicy muszą fanaberie władcy po prostu ścierpieć.


Z kibelkiem w wykuszu wiąże się też ciekawa historyjka, o której warto przy okazji wspomnieć. Jaromir, czeski książę z dynastii Przemyślidów, został zamordowany 4 listopada 1035 roku właśnie podczas korzystania z takiego przybytku. Według Kosmasa z Pragi - znanego za naszą południową granicą kronikarza - Jaromira zlikwidowali Wrszowcy, wtykając mu przez otwór włócznię w odbyt. Przy tym zabójstwo Tywina Lannistera to małe piwo...

Viewing all 1083 articles
Browse latest View live