O istnieniu gry Kingdom Come: Deliverance dowiedzieliśmy się 19 grudnia 2013 roku, kiedy studio Warhorse zdecydowało się ujawnić ten ambitny projekt światu. Wydarzenie to zakończyło długą batalię o tytuł erpega, bo jego twórcy nie potrafili wcześniej zdecydować się, jak właściwie nazwać swoje debiutanckie dzieło. Dość powiedzieć, że pierwszym wyborem deweloperów było słowo "Hammerheart", które niektórym z Was słusznie kojarzyć będzie się z piątym albumem szwedzkiego zespołu Bathory.
Na pomysł użycia tytułu Hammerheart wpadł sam Daniel Vávra, czyli założyciel i szef studia Warhorse. Nie jest żadną tajemnicą, że słynny deweloper z Czech, który zasłynął przede wszystkim jako pomysłodawca gry Mafia, jest wielkim fanem ekstremalnej muzyki metalowej, a w szczególności black metalu. Choć płyta Hammerheart stanowiła wyraźny przełom w dokonaniach grupy Bathory (dziś powszechnie uważana jest za protoplastę gatunku zwanego viking metalem), Vávra utrzymywał, że nazwa ta pasowała do jego gry idealnie, bo jeden z utworów na krążku (Father to son) był poświęcony synowi wikińskiego kowala. Jak już zapewne doskonale wiecie, synem kowala jest również główny bohater Kingdom Come: Deliverance.
Szkic i projekt okładki, kiedy gra nosiła nazwę Hammerheart.
Tytuł Hammerheart nie utrzymał się zbyt długo i studio Warhorse zaczęło myśleć nad jego zmianą. W okresie przejściowym padł pomysł, żeby gra nosiła nazwę 1403: Retribution - data w tytule miała odnosić się do roku, w którym rozpoczynała się akcja erpega. Ten wariant jednak także szybko upadł i w końcu postanowiono sięgnąć po hasło Kingdom Come, stanowiące część doskonale znanej Polakom modlitwy "Ojcze nasz". W jej anglojęzycznej wersji padają słowa "thy kingdom come", które u nas tłumaczy się na "przyjdź królestwo twoje".
Jedyna pamiątka po drugim tytule, czyli logo.
Na koniec warto dodać, że w oryginalnym zamyśle Kingdom Come jest nazwą serii gier, a słowo Deliverance oznacza jej pierwszą odsłonę. Docelowo studio Warhorse planuje stworzyć całą trylogię realistycznych erpegów. Szczerze na to liczymy, bo "jedynka" - mimo morza błędów - jest produkcją niemal doskonałą.
WARTO RÓWNIEŻ WIEDZIEĆ, ŻE...