Choć drugi dodatek do gry Battlefield 1 zadebiutuje dopiero za kilka miesięcy, to już teraz budzi on spore emocje wśród fanów tej strzelaniny. Kością niezgody okazały się kobiety, w rolę których będzie można wcielić się we wspomnianym rozszerzeniu. Co prawda, przedstawicielką płci pięknej mogliśmy pokierować już w kampanii dla jednego gracza (mowa tutaj o Zarze Ghufran grającej pierwsze skrzypce w rozdziale "Nic nie jest zapisane"), ale do tej pory deweloperzy ze studia DICE nie zdecydowali się włożyć karabinom do rąk wirtualnym damom w multiplayerze. Zmianę przyniesie właśnie dodatek W imię cara (oryg. In the Name of the Tsar), który wprowadzi armię rosyjską, a wraz z nią kobiece bataliony śmierci.
Część fanów Battlefielda ma pretensje o niepotrzebny nikomu zabieg, ale deweloperów broni prawda historyczna. Rosyjskie bataliony kobiece istniały naprawdę i choć nie odegrały one znaczącej roli w I wojnie światowej, część zaciągających się ochotniczek faktycznie walczyła na froncie, biorąc udział m.in. w potyczce z Niemcami pod Smorgoniami. Dla kierownictwa rosyjskiej armii udział kobiet w starciach miał przede wszystkim znaczenie propagandowe. Eksperyment ostatecznie oceniono negatywnie i już pod koniec 1917 roku, zaledwie kilka miesięcy po podjęciu decyzji o powołaniu batalionów, postanowiono je rozwiązać.
Warto nadmienić, że Battlefield 1 nie stanie się jedyną strzelaniną z górnej półki, w której kobiety będą walczyć u boku mężczyzn w trybie multiplayer. Na podobny zabieg zdecydowali się twórcy nadchodzącego Call of Duty: WWII, choć akurat seria Call of Duty podobny eksperyment przeprowadziła już dawno temu, bo w 2013 roku, przy okazji premiery gry Call of Duty: Ghosts.
WARTO RÓWNIEŻ WIEDZIEĆ, ŻE...